Pech chce, że w tej historii po prostu zbyt dużo rzeczy dobrze się składa, ale brzmi jak spisek! To musi być teoria spiskowa!

Istnieje pewna teoria zwracająca uwagę na to, że zbyt dużo rzeczy łączy Świętego Mikołaja i Święta Bożego Narodzenia z pewnymi szamanistycznymi obrzędami z zamierzchłych czasów ludu Koriaków [wiki] na Syberii. Problem w tym, że cały ten bajkowy i magiczny obrazek świąt miały opierać się na srogich halucynacjach po grzybach.

Ponieważ jesteśmy poważnym miejscem publikacji, to skupimy się jedynie na tym, co poparte źródłami i nie będziemy snuć własnym domysłów ani sami łączyć kropek w tej historii. Jak się nam uda!

Szamani, halucyny i inne cuda

Zaczynając tę historię od grzybów: tak, syberyjscy (i nie tylko) szamani, znachorzy, lokalni magowie znali moc grzybów i jak w wielu innych kulturach odpowiadali też za wprowadzanie siebie i okazjonalnie innych osób w transy, mające przybliżyć ich do jakiegoś większego sensu tego świata, albo po prostu oczyścić czy przygotować do dajmy na to, rytuału przejścia młodzieńca w mężczyznę itd. [źródło]

Wprowadzanie się w stan uniesienia halucynogennymi substancjami kojarzy nam się może bardziej z Ameryką Południową, ale zarówno Europejczycy jak i Azjaci wcale pod tym kątem nie odstawali od reszty świata, tylko może nieco wcześniej się „ucywilizowali” więc rdzenne obrzędy szybciej zostały wyparte przez inne kultury i religie (cholerni chrześcijanie!).

Najczęściej jako jedyny powszechnie występujący w naszym kraju grzyb halucynogenny podaje się łysiczkę lancetowatą. Łysiczka wyposażona jest w trzy substancje wywołujące zmiany w naszym postrzeganiu świata: psylocybiny, psylociny i beocystiny [źródło]. Nie jest jednak prawdą, że to jedyny grzyb o takich właściwościach. Mamy też muchomora czerwonego, który przede wszystkim jest trujący, ale zawiera też kwas ibotenowy (to ten jest mocno trujący) i muscymol, który może wywołać halucynacje. [źródło]

Łysiczka lancetowata – tzw. grzybek halucynek – źródło

Teraz będzie mega ważna dla sprawy informacja: muscymol jest halucynogenny i nie metabolizuje się w organizmie, co oznacza, że po wydaleniu z organizmu ma dokładnie taki sam skład chemiczny, nic się w nim nie zmienia [źródło]. Kwas ibotenowy natomiast metabolizuje się w organizmie i po zatruciu tym kwasem nasz organizm zmienia go w czysty muscymol. [źródło]

Muchomor czerwony to król Syberii

Wschodnia i północna część Syberii była odizolowana od reszty świata przez tysiąclecia i wiele lokalnych plemion zostało na nowo odkrytych dopiero w XIX i XX wieku. To była niesamowita szansa dla naukowców, szczególnie zainteresowanych tematem Skandynawów do obserwacji i badań nad właściwie przeniesioną w czasie z epoki kamienia kulturą zamrożoną przez 3500-4000 lat.

Okazało się, że lokalne ludy trwały w systemie, w którym podstawą handlu były jelenie, ale niezwykłą wartość miały też muchomory czerwone, które traktowano w niezwykły sposób. Istniały nawet specjalne pojemniki do transportu muchomora, wytworzone z drewna brzozowego i skóry renifera.

Legendarny Wielki Kruk

Skąd taka cześć dla muchomora? Otóż według lokalnej legendy:

Istnienie splunęło na ziemię, a gdzie upadło, wyrósł grzyb. Wielki Kruk zjadł grzyba i zaczął tańczyć. Następnie ptak otrzymał niezwykłą siłę mięśni i podniósł torbę z wielorybem. Poleciał z wielorybem do morza i wypuścił go. Siła duchowa grzyba pokazywała mu wizję wieloryba pływającego w oceanie, który wrócił do swoich braci i sióstr. Wielki Kruk powiedział wtedy: niech grzyb pozostanie na ziemi i niech moje dzieci zobaczą, co im pokaże.

Legenda lokalna północno-wschodniej Syberii przytoczona w pracy naukowej [link]

Tutaj wszystko nam się zawiązuje, według legendy muchomor dawał niezwykłą siłę widzenia rzeczy, których normalnie nie dało się widzieć i dlatego też miał specjalne miejsce w serduszkach lokalnych ludów.

Syberyjski znachor najadł się muchomorów i teraz nadupca w bęben

Niebagatelna jednak była w tym miejscu rola szamana, który jako jeden z nielicznych posiadał wiedzę o tym, jak w ogóle oporządzić takiego grzyba, żeby nie postradać życia, a dostarczyć całej wiosce (albo wybranym jej członkom) dobrego, narkotykowego tripa i to przez cały rok. A co robimy z grzybami, żeby były na święta? Otóż suszymy je, wieszając je na przykład na drzewku, na gałęziach. Tak, dokładnie tak, jak bombki i ozdoby na choinkach i każdy z nas na pewno jest sobie w stanie przypomnieć z dzieciństwa bombkę w kształcie muchomora wieszaną na choince u babci. Przypadek? Być może. Nasze babki i matki, co więcej, czasami suszyły coś, wieszając to w pończosze nad piecem, ale w końcu co mógł zrobić koriacki chłop na Syberii — co najwyżej powiesić to w jakimś worku, ostatecznie onucy czy skarpecie gdzieś przy ogniu. Dokładnie tak, jak widzimy to w amerykańskich filmach: skarpetki przy kominku a w środku wyjątkowe prezenty prowadzące dzieci (i dorosłych) w świat bajań i wspaniałych przygód, albo po prostu jakieś zabawki zamiast grzybów.

The Night Before Christmas and Other Stories by A. L. Burt Company (ca. 1905). Original from Library of Congress. Digitally enhanced by rawpixel.

Jak już taki szaman podsuszył grzybków na choince, to w ramach obrzędów zimowego przesilenia (22 na 23 grudnia) chcąc odwiedzić mieszkańców, odwiedzał ich w ich jurtach (tych namiotach mieszkalnych), które były sowicie przysypane śniegiem, więc jedynym sensownym sposobem dostania się do środka było wejście przez otwór kominowy!

Na zdjęciu Rity Willaert widoczna bardziej współczesna forma syberyjskiego szamana – mógł być Mikołajem, a mógł być najlepszym piratem jakiego kiedykolwiek widziałaś/eś. Ty łączysz kropki!

Czy to nie robi się zbyt spójne?

Szaman, symbolika opierająca się na czerwieni, wartościowe ozdoby na choince (halucynek lepszy niż cukierek), prezenty przy kominku, dobrodziej wchodzący przez dach do domu i świąteczny błogostan. Cały czas mówimy o Koriakach od epoki kamienia do XX wieku, nie mówimy wcale o naszych świętach, nie łączymy za nikogo kropek. Nic a nic.

Święta świętami, ale co z grzybami i szamanem?

Temat świąt już mamy obcykany, ale jak to działało z tymi grzybami, bo powyżej podaliśmy jak na razie nieco za dużo danych. Otóż pamiętasz, że kwas ibotenowy z muchomora czerwonego jest trujący i rozkłada się w organizmie, by zostać wydalonym w formie muscymolu, a ten dopiero jest czysto halucynogenny.

Rolą szamanów było nie tylko odpowiednie przygotowanie grzybów, ale też wieloletnie wystawianie się na działanie kwasu ibotenowego, żeby się na niego wystarczająco uodpornić. Szaman, spożywając muchomory czerwone, stawał się więc swego rodzaju filtrem, przekaźnikiem. Mieszkańcy natomiast, tak, prawdopodobnie dobrze już kombinujesz, pili halucynogenny, pełny czyściutkiego muscymolu, mocz szamana. [źródło]

Wesołych Świąt!


Pamiętaj, że piszemy te treści tylko dzięki dobrowolnemu wsparciu! 😀

Dzięki za wszystko i spokojnych świąt!


iskier

Cześć, jestem Iskier! Piszę te teksty w nadziei, że uda mi się założyć firmę, która się z tego utrzyma. Na razie zbieram fundusze, więc jeśli tylko masz ochotę wesprzeć to szlachetne przedsięwzięcie, gorąco zachęcam! :D

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *